Lyrics

Christiana mare                                         

… w Moguncji spalono w domach półtora tysiąca Żydów..  W Wormacji mieszkańcy getta popełnili zbiorowe samobójstwo z obawy przed chrześcijanami.  W Trewirze matki izraelskie zabijały  własne dzieci , byle je przed przymusowym  chrztem  uchronić.
… w tym okresie zginęło w Bawarii kilkanaście tysięcy Żydów.

– Czy wyrzekacie się szatana, wszystkich czynów i życzeń jego?
– Wërzekume sã!
– Czy wyrzekacie się wszelkich ofiar i kultu bożków , których poganie czczą boską cześć im oddając


Morski król                                          

O morza świata całego. Kipiele bijące pod prąd
W was pogrom i ciemność i siła. Obmyjcie pogański nasz trąd
Maryjo bogini wojny. Za tobą podnosimy broń
Nie dla nas dziś żywot spokojny. Sam Chrystus wypłaci nam żołd

Ryk demonów pośród nocy
Gdzie kąsają psy prorocze
Dzikich gonów nad grodziskiem
Znak ,że zginie. Zginie wszystko

Chmara Wendów znów w oddali
Pruje przez północne fale
Diabły, żmije, wielka sfora
Dzika chąsa Racibora

Konungahella , Konungahella , krew i złoto, bój i sława!
Konungahella, Konungahella , fał na północ hen za miedzę!
Konungahella, Konungahella , śmierć wam niosą dziś bogowie!
Ojciec , syn i święte duchy , wszyscy co w Trygławie siedzą!

O morza świata całego . Bałwany pożerają piach
A my znów na północ suniemy w okowach syrenich i mgłach
Relikwie z wyprawy Sigurda odgonią nam plagi od bram
Proroków i apostołów co ziemię wciąż krzyżują nam

Bogi służą ,szczęście płuży
Nowiny wieziem z podróży
Pacierz z musu niewolnikom
Bogom Sława i Gryfitom

 

Dziadyga                                                                            

Oj świąteczki zielone
Kiedy już nastają
Wszystkie dusze założne
Na świat powracają

Postukiwał dziadyga o ziem kulą drewnianą
Miał ci nogę obciętą aż po samo kolano

Szedł gdziekolwiek, skądkolwiek byle zażyć wywczasu
Nad brzegami strumienia stanął tyłem do lasu
Wychynęła z głębiny rusałczana dziewczyca
Obryzgała mu ślepia, aż przymarszczył pół lica

I całować zaczyna te dziadzine szczudliska
Jedną nogę i kulę – pokuśnica obślizgła
Czemu jeno całujesz moją kłodę stroskaną?
Czemuż dziada pomijasz aż po samo kolano?

Pieszczotami chcesz drewno pokusić do grzechu?
Dana dana, oj dana, umrę chyba ze śmiechu!
Od Dobrzynia do Golubia ludzie powiadają
Drwęckie panny w świątek moc wciągają

Spowiła go ramieniem, okręciła, jak frygą
Pójdźże ze mną, dziadulu, dziaduleńko, dziadygo!
Nie wysokie te progi dla czarciego nasienia?
Spływaj gadzie rusalny. Ty chorobo strumienia!

Pociągnęła za torbę i brodę żebraczą
Do tych nurtów potwornych, co dla światła nic znaczą.
Nim się zdążył obejrzeć już miał falę na grzbiecie
Nim przeżegnać się zdołał już nie było go w świecie!

Jeno kloc ten godziwy, owa kula drewniana
Wypłynęła zwycięsko  ze sromu spłukana
Wyzwolona z kalectwa podyrdała przez fale
Dana-dana, oj dana – w miłosne oddale

 

Oj ty kanio                                                                  

Oj ty kanio  nędzo, zmoro wielolica
Jędzo bagienna , wiedźmo , czarownico
Jak już na oktawę ty przylecisz z nieba
To nam znów przywleczesz śmierć dla wszystkich niewiast.

Dzień  ósmy                                                                             

Mrok najjaśniejszy – straszna oktawa
Pierwsze już lico białe przy ziemi
Drugie śmiertelne odlicza kroki
Iść mi za nimi . Nic nie odmieni

Kochałeś w wianku, kochaj umarłą
Wciąż w boże ciało z góry spozieram
Przeciw urokom  promień uparty
Obyś mnie chciał gdy śmierć sponiewiera

Pragnij mnie całą , pieść nietrwałą
Lód co kształty moje przybiera
W subtelne cienie dwóch owali
Mych oczów. Znikam. Patrz jak umieram

Więc kochaj mnie nieprzytomnie
Bym mogła znowu powrócić
W skrzydłach wieczności przylecieć
By się zatracić w tobie

Więc kochaj mnie nieprzytomnie
Bym Ci się mogła opierać
W skrzydłach wieczności  powrócić
I w twych ramionach umierać

Pragnij umarłą , mów ,że kochasz
Oczy me całuj wciąż z osobna
Piersi me zimne tej mogiły
Przeszłą, dzisiejsza wciąż pożądaj

Pragnij bo pragnę tej pieszczoty
Cudów miłości z chłodu czarem
Kochaj mnie czule nim zamarzniesz
Pod ciała mego pośmiertnym żarem

 

Anomalia kaszubskie

Kiedyś jeden z mieszkańców Kaszub opowiadał mi, jak to służąc w jednostce w Babich Dołach wraz z kolegą pełnił służbę patrolową. W pewnym momencie zarwała się pod nimi ziemia i wpadli do czegoś, co przypominało grobowiec. Jak mówił – znajdowały się tam potężne szkielety. Było to w latach pięćdziesiątych.  Żołnierzom nakazano milczeć, wysłano ich na urlop. Potem o wydarzeniu już nikt nie wspominał.

 

Kościsko                                                                                                  

Jedén Kaszёba pòwiôdôł mie, że czedё bёł we wòjsku w Babich Dołach z drёcha miele patrol.
Wnym zemia jima pòd nogama pãkła. Wpёdlё do dzirё jaknô wezdrzã  jak grobowc.
Jak gôdôł we strzódku léżałё wiôldżi szkelete. Dowódce kôzale jima o wszёtczim môłczec a òdprawile na urlop. Pózni  ò tim wszёtczim nicht nawet słowa nie nadpãknął.

 

Wendzki sznyt                               

Przyjm ode mnie tę obrączkę jako znak nad tobą panowania. Zaślubiać cię będę teraz co rok.  Aby potomność wiedziała  żeś moja własnością  i oblubienicą. Abyś odtąd wolna była na moje rozkazy.
I abyś nigdy nie miała zazdrośniejszego ode mnie kochanka.
Moje Tyś..
Wendzki sznyt.

 

Cicha                                                 

Nie wiadomo kiedy. Nie wiadomo skąd
Kruczowłosa dziewka znowu się zjawiła
Biała suknia ,chusta , krwawy wianek , mak
Kwiaty usychały kiedy przechodziła

Złe ślepia , zły oddech ,warkocze
Ta rózgę swą trzyma już w dłoni
Zaraza nieszczęsna znów kroczy
I kogóż ta dzisiaj w zaświaty przegoni

Czary , mary, hokuś , pokuś
Dziksa , dwojca , krwawa nić
Niech wykracze kogut stary
Kto ma umrzeć , a kto żyć

O nikim jeszcze śmierć nie zapomniała
Cicha goniła. Kania porywała
I komuż nosiła pod nieba wyżyny?
Temu co wskrzeszał ludzkie omieciny

Uciekaj dziewczyno. Ona sypie mak
W tył się nie oglądaj. Nie odwracaj skroni
Kiedy lęk poczuje bardziej jeszcze gna
Kiedy lęk twój czuje bardziej jeszcze goni

Dziecino uroczna nie zwlekaj
Zrodzonaś  była dla radości
Więc z Cichą ty chmurą spowita
Przez sen gonić będziesz w ciemności

Śnić będziesz , że wcale nie trzeba oddychać
Że cisza bez dechu to piękna muzyka
Zanikać jak iskra ty będziesz do taktu
I w skrzeblej postaci narodzisz się bratku

O nikim jeszcze śmierć nie zapomniała
Cicha goniła. Kania zabijała
Nie patrzaj za nimi. Matrony szalone
Przez Boga dane. Dla dzieci stworzone

We cnocie                                                                                                 

Zostań z bogèm kochaneczkǔo
Już ṷodjèżdżam w swjat daleczkṷo

Imaj mńe  s`ą  tu we  cnoc`e
A za roczek wrócą do c`a

Jeszczè rṷoczek ńe upłinǫ
Już strac`eła swṷój wjoneczek

Jak  s`a  Jas`unek dṷowjèdz`ał
Sad na kuóńa i przijechał

Gdi przijechał przed ṷokènkṷo
Dṷobri wieczór ma kṷochankṷo

Żebis ti bił o tèm wjedz`ał
Ńe biłbis ti tu przijechał

Mṷoja matka w grobje leżi
Na mich rąku dz`ec`a leżi

Mṷojė  dz`ėc`a jest ta  żitė
Mṷojėm wjonkėm jest przikrite

Owczarkinowje                                                   

Owczarkinowje skurwisinowje
Ńe pędzo ṷowjec na cudze pole

Hej pędzó, pędzó, dzwonki im grajó
Kóndelków majó, którzy im szczekajó

Hej pądzó, pądzó, dzwonki brzókajó
Ṷuc`cėkaj dzèwcza , bṷo ca złapajó

Przede dwṷorem leżi  bulwa
Nasza dzèwka wjelga kurwa

 

Boga nie znawszy          

„… w starej Saksonii, jeżeli dziewica splami ojcowski dom rozpustą lub kobieta zamężna, niepomna węzła małżeńskiego , popełni cudzołóstwo, to zdarza się ,że ją zmuszają , aby własną ręką założywszy  sobie powróż życie zakończyła, a nad zgliszczem  jej stosu wieszają jej uwodziciela. Kiedy indziej zaś zbiera się niewieścia zgraja i chłoszcząc , oprowadza cudzołożnicę  po okolicy; kobiety obcinają jej odzież do pasa, smagają rózgami , kłują i tną całe jej ciało  nożami , pokrwawiona od drobnych ran  i pokaleczona przekazują ze wsi do wsi , a naprzeciw  nadbiegają  wciąż nowe  biczowniczki , wiedzione gorliwością cnoty , aż ja w końcu porzuca martwą lub ledwie żywą ku przestrodze , aby bały się cudzołożyć  i łajdaczyć.
A Wenedowie , choć są najszpetniejszym  i najlichszym  rodzajem ludzi  , z taka gorliwością  przestrzegają  wzajemnej miłości  małżonków ,że kobieta nie godzi się żyć po śmierci  męża. I z uznaniem  spotyka się u nich taka niewiasta, która własnoręcznie zada sobie śmierć i na jednym  stosie  spłonie ze swoim mężem.

 

 

Klątwa Wendów                          

Gall Anonim
„… ani mieczem wymowy kaznodziejskiej nie dało się ich oderwać od pogaństwa , ani mieczem  zniszczenia nie można było  tego pokolenia żmij  zupełnie wytępić..”

Codex Anhalthinus
Poganie ci są najgorsi, lecz ziemia ich obfituje w mięso, mąkę, miód…  A uprawiona odwzajemnia się wielością plonu..

Helmold
Ci niespokojni ludzie  do morskich  wycieczek zawsze gotowe wyciągali ręce, jedyną swoja nadzieję i największe bogactwo  pokładając w okrętach.. Napady Duńczyków za nic sobie ważą , za rozkosz  uważając mierzyć się z nimi…

Kantzow
Wierzyli ,że pod osłoną świętej chorągwi wolno im popełniać  wszystko, czego chce rządza zniszczenia, jak gdyby z rozkazu bogów i na ich oczach spełniali zadanie złych duchów.

Ibrahim ibn Jakub
… gdyby nie ich niezgoda ,żaden naród nie sprostałby im w sile.

 

Sol Invictus

Hejże ino dyna dyna. Przyjdź że ino. Przyjdź dziecino
Przyjdź że ino. Wyjrzyj ino na niebie, na niebie

Swaróg , Dadźbóg czy Swarożyc w obłoku , w obłoku
Szczodraki my niesiem dzisiaj przy boku , przy boku

Hejże ino dyna dyna Swarożyc on Bóg dziecina
Na niebie ,na niebie

Szczodre gody! Słońca wstanie! z wróżbami , z wróżbami
My szczodraki rozdajemy garściami , garściami

Hejże ino dyna dyna Swarożyc on Bóg dziecina
Na niebie ,na niebie

Oj dworacy , dworacy nie chodźta po nocy
A bo wam ta choineczka powybija oczy!

Dziady , duchy , rody nasze prosimy , prosimy
Do wieczerzy , miejsca , ognie palimy , palimy

I zwierzynie dzisiaj ładnie ścielimy , ścielimy
Żeby słowa nam od przodków mówiły , mówiły

Hejże ino dyna dyna. Przyjdź że ino. Przyjdź dziecino
Przyjdź że ino. Wyjrzyj ino na niebie, na niebie

Hejże ino dyna dyna Swarożyc on Bóg dziecina
Na niebie ,na niebie

Podłaźniki  i diducha stroimy , stroimy
O szczęście i pomyślności prosimy , prosimy

Hejże ino dyna dyna Swarożyc on Bóg dziecina
Na niebie ,na niebie

 

Vandalia incognita

Podobno nocą z podwodnych komór
Z wojen pomroków wychodzi pomór

Strzeglë przede wszëtczim swòjich tajemnic. Chto bë je zdradzôł tén múszoł bë úmrzec. Mielë w lożach sąd kaptúrowi. Sãdzowie zamaskowóni spòzérëlë na fòtografkã co muszałã wiszec na czôrnim spòdlém. Czëj skôzalë gò na smiérc jedén z nich brôł na stole leżącą złotô szpilã, szedł do fotografczi i pchôł jã w òkòli serca

Sternit i sarin , fosgen
Boże. Pomór znów idzie
Pomór w Pomorze

W téj chwilë òn gdzekòlwiék bëł i cokòlwiek bë robiôł úpôdł nieżëwi na zëmia

Gdzieś tam w słowiańskim Mordorze
Pomór znów nad Pomorzem

 

Dens Makabreska

Zaszła mnie nowina bardzo niedobra
Śmierć po mnie jedzie bardzo okrutna
Ja się jej nie boje , bo ja nic nie broje
Niech przyjdzie. Jak przyjdzie to jej się skłonie

Dzień dobry młodzieńcze , przyszłam po Ciebie
Dawno cię szukam , znalazłam Ciebie
Co ja umiłuje, to moje być musi
Ty ze ,mną wesele jutro mieć musisz

Co umiłuje moje musi być
Sen nieskończony ze mną będziesz śnić
Ciebie wybrałam , ze mną weźmiesz ślub
Nam zapisana miłość po grób

Śmiercicho miła co za myśli masz?
Ty jędzo stara Ty zębów nie masz
A ja jestem młody , najlepszej urody
Nie żal Ci na świecie takiej urody?

Zobaczysz młodzieńcze, jaka ja będę
Gdy się ubiorę , bielychna będę
Na rączki założę białe rękawiczki
Na nóżki pończochy , białe trzewiczki

Położę się z Toba gdzieś w owsie , czy życie
I miłość trwać będzie choć skończy się życie
I oddam Ci całe me ciało spróchniałe
W zmysłowe pieszczenie piszczele, golenie

Wesele to będzie, będzie muzyka
Zadzwonią dzwony, ryl i motyka
Przeory i księża to drużbowie będą
Oremus domine śpiewać Ci będą

Stuch

Chmury, chmury, chmury lewitują.
Od błyskawic bije boski blask.
A niechrzczeńców dusze z nimi fruną
Taki już ich los jest w taki czas.

Siedem dni, siedem godzin, siedem minut po śmierci
Niechrzczony umarły ,wniebowzięty , przęklety
Dziecka upiór płacze, grad przeklętych pada
Duch małej istoty z płanetnikiem gada
Chmurniku, chmurniku zrób ty coś
By nam grad nie zniszczył plonów i
By pioruny nie budziły strachu
Taki już ich los jest w taki czas
On ze świętymi i z demonami
Rozmawiał mową innym nie znaną
Chmury przeganiał on zaklęciami
Siłą tajemną , mocą nieznaną
Z dawien stuchami ich nazywano
Chmury, chmury, chmury lewitują.
Od błyskawic bije boski blask.
Płanetnicy sznury już szykują
Żeby oddać niebu słońca blask
Ciągną ciężkie chmury i kierują
Oni widzą innym duszny świat
Odmieniają dusze z nimi frunąc
Taki już jest los ich ,w taki czas
Jakeś panna bądź ty Anna
Jakeś pan bądź ty Jan
Ta dusza czysta , niech leci już.
Tę chmurę trzymaj , tamtą puść!

 

Syreny

Usta mam i oczy też
Serce jest i piersi dwie
Morska toń i twoja dłoń
Ciało me, nie oprzesz się
Mieszkam tu gdzie stworów tłum
W łez królestwie dzikich mórz
Nie bój się. Schowamy się
W milion lat, w podwodny świat
Łuski ogony, upiorne szpony
Potwór to z wody cudnej urody
Pokochaj. Zabiorę cię
Na zawsze w królestwo burz
Podejdź tu i dotknij mnie
Rozkoszy chce dać Ci swej
Wredna diablica o pięknych licach
Kusi , niewoli, zabija powoli

Nie chcesz tu podejść, wiesz co się stanie?
Skończą twój żywot wiry i fale
Głupi człowieku, kobietą gardzisz
Zginiesz okrutnie w cyklonu mazi
Nie chcesz tu podejść, wiesz co się stanie?
Skończą twój żywot wiry i fale
I choć nie sięgną cię szpony dzikie
Zwabimy śpiewem, uśpimy krzykiem

Og?

Był to czas wielkich dziwów na świecie
Kiedy losy człowiecze z boskimi się łączyły
W owy czas świętym zabrakło nieba
W zbuntowanych potrzebach po ziemi się włóczyli
Córy ludzkie i synowie boscy nieugięci
Wielkich ludzi napłodzili. Światu niepojętych
Dzikich ludzi podły miot dojrzewał gdzieś w kniejach
Ludzie wnet postanowili by zgładzić te istnienia
Tak los nie karał ziemi tej często
Kobiety marły gęsto, gdy synów tych rodziły
Rośli giganci w ludzkich łonach
I darły je ich dłonie gdy na świat wychodziły
I nie będą mieć wśród ludzi żadnego przebaczenia
Niebezpieczni Ci synowie boskiego pochodzenia
Tu nie znajdą miłosierdzia nie zaznają spokoju
Niechaj zginą , nich przepadną potomkowie aniołów
Spadł deszcz. Wody wzbierały gęsto
Deszcz nie widziany często. Dzieło gniewu bożego
Wielki o sile niepojętej zobaczył ludzki pogrom
Z dachu arki w odmętach
I stworzył człowieka na własne podobieństwo
Dał mężczyźnie świętość, kobiecie diabelskość
Kto prawdy zaciera, to jak jego się wypiera
Nie wierząc w przebiegłość niebiosów i wielkość
Spadły otchłanie przeznaczenia
Ożyła znowu Ziemia. Zalęgły się stworzenia
Ten sam z pogromu przeznaczenia
Znowu po świecie szukał sensu swego istnienia
Lecz nie będzie mieć wśród ludzi żadnego przebaczenia
Skalan grzechem wiekuistym buntu i potępieniem
Już nie będzie więcej kobiet plugawił swym nasieniem
Groty ludzkie w wielkiej bitwie przerwały to istnienie.

 

Hela

Pod brunatna pianą Helo stara tkwisz
Wśród czeltic, wśród ondyn. Na dnie samym śpisz
Mimo ,że jak fala przeminęłaś już
Bałtyku sodomo. Pamięta cię lud
Duma twoich świątyń biła stąd na świat
Wołania w głębinach zagłusza dziś wiatr
Wąski pasek lądu oddał morski świat
W objęciach Juraty przepadłaś wśród fal
Historię przeklętą on dziś on niesie w dal
Czyś ty Atlantydo. Czys żywa wśród fal

 

Wionek

Lędem moje dziewcze
Albo bystrą wodą
Jeśli masz talara
Łożenię się z Tobą

Ni mam ja talara
Ni żadnego złota
Nadobna dzieweczka
Uboga sierota

A żebyś ty była
Uboga sierota
Nie nosiłabyś wianka
Ze szczerego złota

A Ty nosisz wianek biały
Złoty wyszywany
Bo ty jesteś kurwa
Kurwa nad kurwami

 

Łopi

Piachu mrok, do ognia czepek
Serce zgasło , oczy zwarły
Na świecie , lecz nie dla świata
Popatrz jak powstaje z martwych

Puste noce – puste moce
Świeczki modły i śpiewanie
Nomen omen , omen amen…….
Niedoczekanie

Łopi w ogniu piekła broczy
Istność wiecznie potępiona
Ślepy Judasz czarnej nocy
Głowa, głowa poraniona

W rannych blaskach , w nocy cieniach
Coś mnie budzi do istnienia
Niechaj cierpią inni ,przecież
Stworzył Bóg nas do cierpienia

O Haupt voll Blut und Wunden, (O głowo w krwi i ranach)
Voll Schmerz und voller Hohn, (Cierpiąca w pogardzie)
O Haupt, zum Spott gebunden ( O głowo poraniona)
Mit einer Dornenkron; (W cierniowej koronie)
O Haupt, sonst schön gezieret (Tyś najpiękniej odziany)
Mit höchster Ehr’ und Zier (W najwyższej chwały blask)
Jetzt aber höchst schimpfieret ( Choć cierpisz teraz mękę)
Gegrüßet sei’st du mir! (Błogosław proszę nas)

Nikt tej dziczy nie wytrzyma
Uchodź duszo z tego światu
W imię Ojca , Ducha , Syna
Odrąbcie mi łeb łopatą!

W tańcu,w końcu zginą wszyscy
Dzwony wyją , głos wygraża
Za tym dźwiękiem pomrą wszyscy
Wciągnę wszystkich do cmentarza!

Biedak wieczne cierpiał kary
Świat swój w ciszy znów utopił
Pożarł wszystkich , pożarł siebie
Koniec Wieszczych , zniknął Łopi

 

Żona i ksiądz

Rozgniewała się żona na męża
Wzięła pieniążki i poszła do księdza
Mój dobrodzieju , Ty doradź mi temu
Co ja uczynić mam mężowi swemu

Wstań że rano, a choć o północy
Zagotuj wody i wyparz mu oczy
Wyparz mu oczy, połam jemu nogi
I przewlecz jego hen przez cztery progi

Tam za lasem. Za leszczczyną
Tańcował ksiądz z gospodynią
Kurek zapiał, pies zaszczekał
Ksiądz ci pizgnął ,jak uciekał

Przeprowadź że go przez cztery progi
Niechże poczuje połamane nogi
Przez cztery progi i przez cztery kije
Napatrz się mężu jako żona bije
Rozgniewała się żona na męża
Wzięła pieniążki i poszła do księdza
A weź że świeczki , wypal jemu oczy
Pójdziesz gdzie zechcesz czy we dnie czy w nocy

 

Bagienna królowa

Ongiś mieszkali w łebskim bagnie dzicy ludzie
Nazywano ich olbrzymami
Byli poganami i wyrządzali chrześcijanom liczne szkody
Raz został przez nich napadnięty pewien chłop
Który orał swoje pole
Wśród napastników była kobieta, która miała tak wielkie piersi
Że mogła je sobie zarzucić na ramiona
Gigantka, bagienna królowa. Olbrzymi byli okrutnymi rabusiami
Najsławniejszym spośród nich wznoszono grobowe kurhany
Jedni opowiadają ,że zostali oni pokonani podczas wielkiej wojny
Inni opowiadają ,że do opuszczenia bagna zmusił ich wielki pożar

 

Zdziczenie obyczajów Kaszubskich

Zwole, zwole , zwole , zwole do trzeciego razu ściąć
Jak nie zetniesz wtedy diabły będą ci wpiszczele dąć
Chodźcie ludzie , chodźcie ,chodźcie. Będziemy się rachować
Kanie będziem dzisisaj ścinać i do rana tańcować

Hej , ha Kania zła

Oj ty kanio, nędzo! Jakeś ty siedziała na wysokim drzewie bez przerwy wołała
By dla króla dziewki wszystkie się kurwiły i synów rodziły by niemcowi służyły
A czy my do Polski należeć dziś możem?
Głowę twoją dzisiaj na miedzy położem

Ale nie masz teraz biedy. Polska dzisiaj blisko schedy
Niemce znowu za stodołą. Pokażem im dupę gołą
Język stary już na śmiecie. Nic on nie wart już na świecie
Nam zwyczaje bez różnicy. Byle mieszkać przy granicy

Gburom porozpruwać brzuchy.
Krowę wykraść , takie fuchy
W Prusach w Polsce bez różnicy.
My rabusie, przemytnicy

Zapalcie znów ognie , zapalcie w cztery strony
I kołem otoczcie. Posiejem zgłem zagony
Zapalcie znów ognie , zapalcie w cztery strony
I kołem otoczcie. Zaklinam demony

Czy was Bogi opuścili
Mowę własną porzucili
Już i czaszki i gromnice
Straszą wokół puste chcice

Precz stróżu naszej cnoty. W Polsce chcemy prawa mieć
A parzyć się tam za płotem. Bezkrólewie dobra rzecz

Naród głupi wszystko złupi.
Niechaj Smętka dziś posłucha
Jak świat stary szczeźnie każdy
Kto narodu niszczy ducha

 

Feretronem być

Bo w tym szaleństwie jest metoda
Gdy chwycą obraz świety gibią się
Ich życie święte a bez boga
Jak małe dziecko bujam, bujam się

Oto szaleństwo w ich rękach
Gdy chwyca obraz bujam się
No co za jazda. Wymiękam
W tym szale wciąż mocują się

Wiara wiarą , ofiara ofiarą

Jak młody bóg bujam sie na boki
Ale wciąż diable wykonuje skoki
Spadam ,upadam i znowu zmartwych wstaje
Czy bożym cielcem znowu staje się?

Bo w tym szaleństwie jest metoda
Jak na lektyce trzęse się
Śmigam na cudzych ramionach
Jak lekki balon bujam się

Oto szaleństwo w ich rękach
Gdy chwycą obraz bujam się
Kogóż stworzyłem w swych mekach
Ze strachu dzisiaj trzęse się

Nie znajdzie ten boga kto szuka go w niebie
Kto w niebo nań patrzy a nie spojży w siebie
Kto go w obraz wkłada gdy już z nieba wyjmie
Kogo Bóg opuszcza tego diabeł przyjmie


Ścinanie kani

Gdy ciężkie czasy tutaj nastaną
Gdy już zupełnie płacić przestaną
Kiedy absurdu era tu nastanie
Wtedy my zaczniemy nasze odczynianie

Gdy już dziwaczne rzeczy się zdarzą
Klechy już w burkach łazić nam karzą
A policja krasnale łapać przestanie
Wtedy nam zostanie zabić wiedźmę – kanię
Ścinanie kani – oto odczynianie
Ścianie kani – oto sposób jest
Ścinanie kani – gdy już nie wiadomo
Czy na pewno modłów Bozia chce?

Gdy politycy nas rozprzedają
Siebie zawzajem powybijają
Gdy się ziszczą plany już wielkiego brata
Wtedy przyjdzie wyjąć nam szabelkę kata

Gdy nam obroże pozakładają
Nowe kryzysy powymyślają
Kiedy już wśród ludzi zabraknie człowieka
Wtedy my sprawdzimy co nas w życiu czeka

Gdy tylko noc Kupały nadejdzie
Znów chmara ludzi tutaj się zejdzie
W naszych mogiłach ciągle kość się bieli
Tych co zwyczaj w swoim prawie mieli

Chociaż asfaltem nam już kleją drogi
Chociaż poznikały w naszych izbach progi
Pisać dziś umiemy. Zwyczaj pozostanie
Tańczmy wokół słupa jak starzy poganie

 

Bóstwa

Oj Kupała , Kupała
Oj nie jedno już widziała
Bo tej nocy miły Boże
Grzech wszelaki stać się może

Pomnijcie te wiły co w Kupałę
Razem z porankami się jawiły
Ciała dawno im się postarzały
A wciąż chłopców młodych by mamiły

Pomnijcie te Wiły co w Kupałę
Te z samego rana się stroiły
Chłopców by poużywały
Plan więc sprytnie sobie ułożyły
Oto jest noc Kupały. W każdą Kupałę
Różne się dziwy działy
Księżyc dziś znowu w pełni
Dziś stare bóstwa znowu zjawią się
Oto jest noc Kupały. To noc Kupały
Szalone rytuały .Księżyc dziś znowu w pełni
Wszystko dziś może znowu zdarzyć się

Baby stare tańczyły tańczyły. Chłopców młodych mamiły

Czas już. Zaczynajmy ucztowanie
Lubczyk może szczęściem nas obdarzy
Giezła , suknie , chusty ,wianki
Giezła , suknie , chłopcy ,wianki
Nikt nie pozna w nocy naszych twarzy

Białolica diablico pokaż piękne swoje lico
Miły , miły patrz pod nogi
Bo połamiesz zęby , nogi
Białolica diabolico pokaż lico co zachwyca
Chociam stara , jeszczem jara
Jara, jara czarownica

Oto oto , noc Kupały
Dziwy znów się będą działy
Księżyc znowu w dzikiej pełni
Bóstwa znowu czają się
Oto oto , noc Kupały
Noc szalonych rytuałów
Księżyc znowu w dzikiej pełni
Wszystko może zdarzyć się

Każdy wiek ma swoje własne prawa
Bywa ,że i starość też jest żwawa
Starzeją się baby gdy niechciane
Marnują się gdy nie pożądane

 

Po morze

Pomorze pochłonie kroki wszystkich dusz
Fale wnet ukoją zgaszą żywych bunt
Na dnie samym w mroku spocznie pomór dusz
I nigdy nie skończy tlący się w nim cień
Co fale raz ujrzą nie zwróci juz dzień

 

Dzień ósmy

Mrok najjaśniejszy – straszna oktawa
Pierwsze już lico białe przy ziemi
Drugie śmiertelne odlicza kroki
Iść mi za nimi . Nic nie odmieni

Kochałeś w wianku, kochaj umarłą
W ciąż w Boże ciało z góry spozieram
Przeciw urokom promień uparty
Obyś mnie chciał gdy śmierć sponiewiera

Pragnij mnie całą , pieść nietrwałą
Lód co kształty moje przybiera
W subtelne cienie dwóch owali
Mych oczów popatrz. Patrz jak umieram

Pożądaj znowu gdy pożądam
Obudź mych oczów chłód z osobna
Mych piersi zimnych mej mogiły
Przeszłą , dzisiejszą wciąż pożądaj

Pragnij , bo pragnę tej pieszczoty
Pokryj me ciało swoim żarem
Kochaj mnie czule nim zamarzniesz
Pod ciała mego pośmiertnym czarem

Ref:

Więc kochaj mnie nieprzytomnie
Bym mogła znowu powrócić
W skrzydłach wieczności przylecieć
By się zatracić w Tobie

Więc kochaj mnie nieprzytomnie
Bym Ci się mogła opierać
W skrzydłach wieczności powrócić
I w twych ramionach umierać.

 

Skrzeble

Biegną Skrzeble biegną , przez lasy przez błonie
Drapieżne żywczyki , upiorne gryzonie
Biegną szumnie, biegną tłumnie – powikłaną zgrają
A nie żyją one nigdy , jeno umierają

Umierają, skomląc, skrzebląc – szereg za szeregiem
Śmierć jest dla nich ciągle dzikim tym po lasach biegiem
Śmierć jest dla nich pędem dzikim w nieuchwytne cienie
Biegną po to , aby wyśnić martwe swe istnienie

Ref:
Pędzą skrzeble, pędzą bo niedługo świta
Złotym blaskiem kuszą. Chwytaj skrzeble chwytaj
Boją się jasności , uwielbiają cienie
Umarłe dziateczki pędzą znów do Ciebie

Pędzą skrzeble , pędzą bo niedługo świta
Złotym blaskiem kuszą. Chwytaj skrzeble, chwytaj
Boją się jasności , uwielbiają cienie
A gdy dojrzą ludzi , człek za człekiem ginie
Świat śni im się wciąż daleki , świat śni im się bliski
Śnią się ślepia, śnią się członki i ich własne pyski
Śni się im ,że kąsać mogą jadowicie
Przez sen węszą moje Twoje i swe własne życie

Ref: ……………………………………………………………….

Przed snami skrzeblimi uciec nie zdołasz
Gdy Cię dopadnie ta zgraja wesoła
Pamiętaj , gdy na skrzeble wyruszysz znów
Żywy pamiętaj – śmierć snem jest , bez snów

 

Idziemy z Kanią

Idziemy z Kanią ,popatrzcie na nią!
Póki czas i żyje ,popatrzcie na nią!
Idziemy z Kania , śmierć idzie za nią!
Niech grzechy znowu na sobie czuje!

Że nam nieszczęścia tu przynosisz z dali
Będziem Cię tępym lemieszem dziobali
Jak tu są wszyscy ludzie baczliwi
Patrzcie raz w roku na nasze dziwy

Co zrobić z Kanią? – ściąć, ściąć łeb!
Co zrobić ludzie? – ściąć łeb ściąć!
Co zrobić z kanią? – ściąć ściąć łeb!
Co z Kanią zrobić? – ściąć , ściąć , ściąć!! Na śmierć z Kanią

Nowych czasów stare czary
Ludzki urok, prawo kary!
Zwyczaj stary naszej wiary
Chodźcie mary ,wiwat czary!

Dla takiej ofiary skakajcie maszkary
Kania do kata! już nie polata
Gdy Cię za miedzą znów zakopiemy
Do białego rana tańcować będziemy

Hej świętobliwi ludzie baczliwi
Patrzcie raz w roku na nasze dziwy!
Trija trija tri janna Trija trija tri janna.

W sznurach na słupie będziesz siedziała
A krew się po nim znów będzie lała
Zetniem Cię wiedźmo nim czary sklecisz
Nigdzie już nigdy stąd nie polecisz

 

Pruski żołnierz

Pięknie w ogrodzie , kiedy mak zakrzcie
Tak pruski żołnierz stoi w paradzie

Żołnierz za pannę to ni ma grzechu
Co raz ją prześpi, narobi śmichu

Śmichu narobi, uczciwość straci
Jeszcze jej za to kijem zapłaci

Ona do pana i do sędziego
Nie najdzie sprawy nigdzie na niego

Idź ty do pana , do jegomości
Nie najdziesz na mnie sprawiedliwości.

 


 

Prolog

Kłopot z tym obcym nazwiskiem
Więc mnę we Wsi zowią Fryckiem
A we dworze paniczykiem
– qui a un grand talent

A ja słucham muzykantów
Co grają bez kantów
Nie czekając fantów
– only Just for fun

Mogą dźwiękiem liry
Tworzyć wodne wiry
Obudzić wampiry
I przywołać ducha

Mogą zgasić burzę
I otworzyć różę
– ja otwieram buzię
– muzykantów słucham

Kochałem Mazowsze
– będę tu na zawsze
– poszukajcie ducha
Co lirnika słucha.

 

„Neurowizja”.

Sioło , koło bieluniowe Ziele jako dzwon u koła „Kręcizioło” w mojej głowie „Nęcibór” i Łada woła
Zioło, koło bieluniowe Kręci Lel , wykręca Prowe Nęci bór, a Łada woła Chuci szał, huczy dąbrowa
W tym szaleju, ziel gęstwinach Dzicy wdarli się mężowie Z zieli wiechciami w czuprynach W misji ,wizji ,kwietnej mowie
Padli przed nią ,oniemieli Dzicy męże nagie dwa Który dla Cię ,który lepszy? Który dla Cię ,on czy Ja?
Hej , hej „kręcikoła” Kręci bór, kręci „kręcioła” Łada wabi , Łada nęci Cały świat się dzisiaj kręci
Hej ,hej ,”kręcikoła” Gąszcze , ziela i dąbrowa Pędzi Lel i pędzi Prowe Szał i zieleń w mojej głowie
Hej , hej „kręcikoła” Kręci bór, kręci „kręcioła” Łada wabi , Łada nęci Cały świat się dzisiaj kręci
Hej ,hej ,”kręcikoła” Gąszcze , ziela i dąbrowa Pędzi Lel i pędzi Prowe Szał i zieleń w mojej głowie

Zieleń , ziele , ziel…
Mkną i świszczą kwietne koła Kto zna Ładę tako gna Kręci koło , pędzi mrowie Gna i Prowe, Lel i ja
W gęsty bór ,w ten szał miłosny Oba pędzą Bożyska Lel i Prowe zakochany Jam zielem zaczarowany
Hej , hej „kręcikoła” Kręci bór , kręci „kręcioła” Łada wabi , Łada nęci Cały świat się dzisiaj kręci
Hej , hej „kręcikoła” Hejże bieluń i „kręcioła” Pędzi koło , pędzi mrowie Łada , Łada w mojej głowie
Czy ja tam naprawde byłem , Czy to z zieli tylko sen Czy ja tylko o tym śniłem Tego sam juz dzisiaj nie wiem
i tego nie wie nikt…

 

Moskwa

Nocą w Moskwie ulice nie są puste,
Nocą w Moskwie wszystkie auta są czarne,
A kobiety mają czerwone usta,
A faceci to misie polarne,
W każdym kiosku kupisz „Prawdę” i piwo,
I nikt nie patrzy, że idziesz trochę krzywo,
Nocą w Moskwie jest wszystko prostsze,
Nocą w Moskwie każdemu według potrzeb!

Bo w Moskwie marzy się,
Spełnia się każdy sen.

Więc snujemy się po placach jak biesy,
Penetrując moskiewskie bezkresy,
Przez bulwary, gdzie ciągle trwa święto,
Aż po metro głębokie jak piekło
Razem z dniem to kończy się marazm
I przedawnia się zbrodnia i kara
Tępi się kapitalizmu ostrze
Nocą w Moskwie każdemu według potrzeb!

Bo w Moskwie marzy się,
Spełnia się każdy sen.

A jeśli w Moskwie ktoś ma stracha,
To ma goryla, no a goryl ma kałacha,
Lecz już przy barze, ten kolega to równiacha,
A więc strzelamy setę, piwo, setę, skręta macha!
Bo myśmy przecież są bracia Słowianie
Więc między nami nic złego się nie stanie,
Choć podobają nam się te same panie,
Nic między nami złego się nie stanie, się nie stanie!

Bo w Moskwie marzy się,
Bo w Moskwie Słowianie bawią się.

I wpierjod, i wpierjod, bo za nami sierp i młot,
A przed nami nowa era, w której nic już nie doskwiera
I wpierjod, i wpierjod, bo za nami sierp i młot
A przed nami nowa era, w której nic już nie doskwiera

Ten kraj jest wielki i trochę szalony,
I teraz inne panują tu demony,
Dewaluuje się krzywda i wina,
Tu się zapomnieć można i się zapomina,
I Stalina i Lenina i Stalina i Lenina
I Stalina i Lenina i Stalina i Lenina
I Stalina i Lenina i Stalina i Lenina
I Stalina i Lenina i Lenina ista ista

Grzybobranie

Grzybów było w bród.
Chłopcy biorą krasnolice
Tyle w pieśniach litewskich sławione lisice
Co są godłem panieństwa, bo czerw ich nie zjada
I dziwnym żaden owad na nich nie usiada
Panny za wysmukłym gonią borowikiem
Co go pieśń nazywa grzybów pułkownikiem
Wszyscy dybią na Rydza!

Kici, kici frau – meine liebe
Kici, kici frau – tam szczęście prawdziwe
Kici, kici frau – prawda , pasyja
Kici, kici frau – święta bestyja

Czarna limuzyna z światłami za klapą
W świat bloków się wbija, facjaty wymija
Za szybą lustrzaną szofer okiem łypie
W środku oczyska chciwe poprawiają frak
Potem widowiska kolejne zaczyna
W egzolcie , w swej misji jedynej, pastuszej
Sprzedaje siedem grzechów z szyderą na twarzy
I żniwo swe zbiera, nieśmiertelne dusze.

Czarna limuzyna wciąż czarny blask rzuca
Na słowa nadziei, na sens co się wcieli
Pięć grzechów w promocji pękło bez emocji
Licytacja trwa, zostały wciąż dwa
Szatan w tłuszcz obrasta, biznes się rozrasta
„Cud” w eter pomyka, geniusz pułkownika
By wygrać nagrodę „pobyt w niebie po śmierci”
Wpłać kaskę na konto, dyrektor poświęci.

Rydz grilowany w ogniu piekielnym
Rydz polewany sosem moherowym
Rydz serwowany w daniu niedzielnym
Dieta pożywna dla panien wiekowych

Nie kuma hałastra, panny krasnolice
Co taszczą na głowach z moheru lisice
To godło panieństwa, co czerw go nie rusza
I radio – przyjaciel dziś tylko je wzrusza
Nie kuma hałastra, że szatan urasta
Że nigdy z przeklętego nie wyjechał miasta
Wśród dewocjonaliów smród siarki nie bucha
Tłum łyka te „cuda” i klaska i klaska.

Kici, kici frau ,kici – ACHTUNG ACHTUNG!
Kici, kici frau ,kici – MEINE FRAUEN
Kici, kici frau ,kici – HERZLICH WILLKOMMEN
Kici, kici frau – WITAM WAS CIULE

Alleluja i do przodu!

Gdy szatan podsyca swój zapał do grzechu
Podnieca swe ognie, trawiące fekalia
Tłum gnie swoje karki, pcha ręce przed siebie
Świętuje ślepo czarcie bachanalia

I szelma gotuje znów męki piekielne
Dla duszek swych prostych w duchowej potrzebie
Zastępy „wyznawców” zwierają szeregi
By z idolem swoim napotkać się w niebie

A szatan ,gotuje coraz nowsze męki
Wciąż puchnie z rozkoszy i tłuszczem obrasta
Wciąż pewniej i lepiej już maska mu leży
Tłum pieje z rozkoszy i klaska i klaska

Ponownie ocenia swe nowe olśnienia
Ssąc niebo na deser, bekając niechętnie
I trony swe ziemskie, nieziemsko wycenia
W dno piekieł ugniata duszyczki doszczętnie.

 

Istanbuł

Nuży mnie społeczność nazbyt katolicka
Tu jestem chórzystką, tam będę hurysą
Będę w złotych tiulach chodzić po pałacu
Szkoda, że sąsiedzi mnie tam nie zobaczą
W Istambule
Turcy, Turcy
W Istambule
Turcy Turcy
W Istambule
Turcy Turcy
Oddają cześć (x2)
StwórcyTatko kocha Boga, nienawidzi ludzi
Ktoś we mnie kobietę zbyt wcześnie obudził
Więc szukałam w necie ogrodów rozkoszy
Aż mnie Ali Baba do siebie zaprosiłW Istambule
Turcy, Turcy
W Istambule
Turcy Turcy
W Istambule
Turcy Turcy
Oddają cześć (x2)
StwórcyA co na to Franek, mój polski kochanek?
Nie zrozumie tego, że wolę Allego
Niż być jego żoną, Polką udręczoną
Polska dusza Lacha, nie przyjmie AllachaW Istambule
Turcy, Turcy
W Istambule
Turcy Turcy
W Istambule
Turcy Turcy
Oddają cześć (x2)
StwórcyW Istambule
Turcy, Turcy
W Istambule
Turcy Turcy
W Istambule
Turcy Turcy
Oddają cześć (x2)
Stwórcy

Pieśń Słoneczna „Pochwała Stworzenia” (Kwiaty św.Franiciszka z Asyżu)

Pochwalony bądź Panie z wszystkimi Twoimi stworzeniami
A przede wszystkim z naszym bratem słońcem
Które dzień daje , a Ty przez nie świecisz
Ono jest piękne i promieniste, a przez Twój blask jest Twoim wyobrażeniem
O Najwyższy.
Panie bądź pochwalony przez naszego brata Księżyc i nasze siostry Gwiazdy
Które stworzyłeś w niebie jasne i cenne i piękne.
Panie bądź pochwalony przez naszego brata Wiatr
Przez powietrze i obłoki , przez pogodę i wszelkie zmiany czasu, którymi karmisz swoje stworzenia
Panie bądź pochwalony przez naszą siostrę Wodę
Która jest wielce pożyteczna i pokorna i cenna i czysta
Panie bądź pochwalony przez naszego brata Ogień, którym rozświetlasz noc
A on jest piękny i radosny, żarliwy i mocny
Panie bądź pochwalony przez naszą siostrę Ziemię ,która nas żywi i chowa
I rodzi różne owoce, barwne kwiaty i zioła
Czyńcie chwałę i błogosławieństwo Panu i składajcie mu dzięki i służcie mu
Z wielką pokorą.

 

Mój miły rolniku

Oj! Oj! Dana, dana. Oj! Ola Boga!
Oj! Oj! Dana, dana. Oj! To pożoga!
Oj! Oj! Dana, dana. Oj! Ola Boga!
Oj! Oj! Dana, dana. Oj! To pożoga!

My bardzo dobrze wiemy mój miły rolniku
Że Ty masz na wiosnę zajęć bez liku
Od rana Ty po polu tam i z powrotem,
I po kurniku, i po chlewiku

Och jak pięknie gdy traktorem jedziesz z turkotem
I odwalasz srebrnym pługiem skiby złote
A za Tobą chmura ptaszysk szuka robali
Niech więc licho Cię nie skusi żeby zapalić trawę !!!

Wypalanie trawy jest nielegalne
Wypalanie trawy jest nielegalne
Wypalanie trawy jest nielegalne
Wypalanie trawy jest nielegalne

Wypalanie trawy jest nielegalne
Wypalanie trawy jest nielegalne
Wypalanie trawy jest nielegalne
Jak się rozniesie to przyniesie skutki fatalne

Oj! Oj! Dana, dana. Oj! Bój się Boga!
Oj! Oj! Dana, dana. Oj! To pożoga!
Oj! Oj! Dana, dana. Oj! Bój się Boga!
Oj! Oj! Dana, dana. Oj! To pożoga!

I posłuchaj mój rolniku co Ci jeszcze tutaj powiem
Łatwiej jest zapalić trawę niż przewidzieć pożogę
W Leśnych Dziadach, Ubożętach ogień budzi trwogę
Zawirują Południce gdy to pójdzie w złą stronę

Rozumiemy że Ci pole trawą zarasta
Lecz w tym kraju lepiej żebyś nie był za bardzo RASTA
Paliliśmy różne rzeczy tu od króla Piasta
Ale teraz już nie wolno,
nie wolno
i basta!

Wypalanie trawy jest nielegalne
Wypalanie trawy jest nielegalne
Wypalanie trawy jest nielegalne
Wypalanie trawy jest nielegalne

Wypalanie trawy jest nielegalne
Wypalanie trawy jest nielegalne
Wypalanie trawy jest nielegalne
Jak się rozniesie to przyniesie skutki fatalne

Rdzewieją lemiesze, pługi Ziemię chcą mi wziąć za długi
Rolę obce zabrać chcą (doner veter!)
I przelewem płacić chcą (liter za meter)
Więc palą się łąki , chylą nieboskłony
Sąsiedzi gadają że jestem szalony

Palą się łąki , chylą nieboskłony
Czasem się w człeku budzą demony
Bo tu jest moje słowiańskie Mazowsze
Tu od zaorania zajaranie prostsze
Bo tu jest moje słowiańskie Mazowsze
Tu od zaorania zajaranie prostsze

Bo tu jest moje tu, a to jest moje teraz
Gdy ktoś mi to zabiera to bierze mnie cholera
Bo tu jest moje tu, a to jest moje teraz
Gdy ktoś mi to zabiera to bierze mnie cholera

(niech se mówio, że
niech se mówio, że)

Wypalanie trawy jest nielegalne
Wypalanie trawy jest nielegalne
Wypalanie trawy jest nielegalne
Wypalanie trawy jest nielegalne

Wypalanie trawy jest nielegalne
Wypalanie trawy jest nielegalne
Wypalanie trawy jest nielegalne
Jak się rozniesie to przyniesie skutki fatalne

Bo tu jest moje słowiańskie Mazowsze
Tu od zaorania zajaranie prostsze
Bo tu jest moje słowiańskie Mazowsze
Tu od zaorania zajaranie prostsze

Bo tu jest moje tu, a to jest moje teraz
Gdy ktoś mi to zabiera to bierze mnie cholera
Bo tu jest moje tu, a to jest moje teraz
Gdy ktoś mi to zabiera to bierze mnie cholera

A Jamajka to już całkiem inna bajka

Pogaństwo II

Gdybym mógł cofnąć się o te parę wieków wstecz
Zmieniłbym dziejów sens , parę kwestii ,życia bieg
Gdybym mógł cofnąć czas , wsiąknął bym w najgęstszy las
Stworzył podziemne siedziby swej prywatnej Alkaidy
Gdybym mógł cofnąć dziś nasze utracone dni
Wraz ze swymi demonami plułbym czaru istnieniami
I pilnował po kryjomu, by w narastającym gniewie
Czasu miecze zakrwawione nie nadźgały nas na siebie
Pogańskie zombi
Słowiańskie bomby
Pogańskie bomby
Ekozombi!

Ciągle rzucałbym pod prąd
W paszcze czasu sznury bomb
Bombardował długie szyny , tej wściekłej lokomotywy
A powracał tylko tu , by pilnować swego snu
Konserwować swoje ciało w rzeczywistości zbolałej
Jestem zmęczony, życiem zmulony
Mam weny przypływ, i głos mam schrypły
Mam skrzypki zdarte, pośladki twarde
Jestem bardem
Czy mam siłę by pod prąd wciąż naprawiać ojców błąd
Nie na żarty ściągać maskę „temu , co nauczał prawdy”
Gdybym dotknął tamtą ziemię, gdybym dotknął swe korzenie
Może wiedziałbym czy zerwać z tym co nie powinnem wiedzieć

Ja jestem Pan Tik Tak

Za stary aby zmądrzeć wskrzeszam sny
W dym alchemii przeistaczam ,mące dni
W kolbie mieszam swe nasienie, wściekłe mgły
Boskim młotem kruszę podniebne szczęście Ci!
Obłąkany zbieram sny , ciskam je w dzisiejsze dni
Zsyłam zombi ,swe demony na „chorych” , „uciemiężonych”
Zsyłam n-te swe pandemie, wciskam święte porażenie
I oglądam sobie trwogę cywilizacji hotdoga
Zbyt siwy by nie skumać
Zbyt głupi by zrozumieć
Za młody by nie dojrzeć
Za stary żeby zmądrzeć

ŚWIĘTY DYYYYYYYYM!!!!


Krasnal rebel song

Po minucie lub dwóch Gąsienica wyjął z ust cybuch nargilli , ziewnął raz czy dwa razy i otrząsnał się . Później zszedł z grzyba i odpełznął pośród trawy , rzucając tylko w przejściu:
– Jedna strona uczyni cię wyższą, druga strona uczyni Cię niższą.
– jedna strona czego ? Druga strona czego ? – pomyślała Alicja.
Grzyba! – powiedział Gąsienica.. (…)

Uważaj wielki człowieku
Bo możesz nas nagle spotkać
W gąszczu wypaśnych trawników
W kępach krzaków, czy przy schodkach

Stać tam może dziwny Bogun
Cały w boskiej czerwoności
Ortodoks – sługa Prowego
Prawa i sprawiedliwości

Knieje ślepe , czarcie bagna
Kiedyś naszym światem były
Hen gdzie dusze nieśmiertelne
Zapędzać się nie ważyły

Teraz ziemia już wychrzczona
Demony w ludzi wstąpiły
Ohydna teraz robota
Wstrętne czasy nastąpiły

Nie pomoże żaden guślarz
Czy czarownik nad szamany
Wymieszał nas święty Pioter
Z leśnymi muchomorami

W domkach z grzybów nas szukają
Zaburzenia jakieś mają
Zidjociałe ludzkie plemię
Teraz zmienia nas w kamienie

My jesteśmy krasnoludki
Hopsasa hopsasa
Muchomory zamiast wódki
Ha ha ha

Ludzie – grzyby , mity – skręty
Ojej jej o jej jej
Kto w nas wierzy ten przeklęty
Chory , chory , chory hej!

„Alicja oderwała ząbkami odrobinkę z kawałka grzyba trzymanego w prawej ręce, żeby spróbować, jaki to da wynik. W następnej chwili poczuła gwałtowne uderzenie w podbródek: uderzyła nim we własną stopę! (…) Brodę miała tak mocno przyciśniętą do stopy, że nie było już niemal miejsca do otwarcia ust. Ale dokonała tego wreszcie i zdołała połknąć część kawałka trzymanego w lewej ręce.

Hej ho , hej ho
Z atlasem by się szło
Las czasem kwaśny jest ,że ho
Ho ho , ho ho..

Hej ho , hej ho
Zniekształcające szkło
Autopsja twa znów w kulki gra
Znów szczyt i dno..

Mikropsja, makropsja, telopsja, pelopsja
Mikropsja, makropsja, telopsja, pelopsja
Mikropsja, makropsja, telopsja, pelopsja
Mikropsja, makropsja, telopsja, pelopsja

My jesteśmy krasnoludki
Komponują nas w ogródki
W rabaty ścieżki i schody
Teraz sztuczne mamy brody

Nie kumamy o co chodzi
Nie kumamy „o co com on?”
Pomarańczowa bohema
Dziwna jakaś nas wyzwala

„O co com on?”

Uważajmy!
Egzorcyści wykopują nas spod liści
Wycinają muchomory
Jeden , drugi , trzeci chory!

O co chodzi? Nie kumamy!
Pracy tutaj już nie mamy
Tajemnic ten kraj juz nie ma
Więc na zachód wymykamy

Uważajcie egzorcyści!!!
Wy mądrale zajebiści
My są teraz muchomory
Kto nas widzi , ten jest chory

My są grzyby nie na żarty
Leśne potwory uparte
Gdy nas wkurzysz, pożałujesz
Leśną karę wnet poczujesz

Tąpnie tobą niesłychanie
Z kępki trawy las powstanie
A w tym lesie nie na żarty
Gryźć cię zaczną wściekłe karły

Stracisz w końcu swe widzenie
Tak zakończysz swe istnienie
Skończysz swoje panowanie
Ciało twe w trawie zostanie
— No, w końcu uwolniłam głowę — powiedziała Alicja uradowanym głosem, w którym pojawiła się jednak po chwili nutka trwogi, gdy odkryła, że nigdzie nie może dostrzec własnych ramion. Spoglądając w dół widziała tylko niezwykłej długości szyję, która jak łodyga wznosiła się z leżącego daleko w dole morza zielonych liści”.

OSLO

Czy chcesz zaznać frajdy nad brzegiem cud miasta?
To z fiordów północnych gdzieś nagle wyrasta
Tu zimą jest cieplej niż w polskiej Warszawie
Tu latem zasypiasz na puchowej trawie?

Ty wpadaj tu bracie
Ty wpadaj tu siostro
Ty wpadaj tu latem , czy zimą czy wiosną
No matter what`s Your colour. Just feel it feel!
That`s city of dream and this is real!

Czy chcesz zaznać frajdy nad brzegiem cud miasta?
Tu zza rogu biały wraz z czarną wyrasta
Tu północ się styka z południowym światem
Tu białe córy Freji chcą z Mulungu kwiatem

W tych czeluściach bajki nordyckich folderów
Trole jeżdżą w hełmach na grzbietach reniferów
I każdy tu może zrobić swego życia deal
So feel it feel cos this is real!

Oslo , Oslo – podgrzewane miasto
Południowym wykwitem – czarnym dobrobytem
Przewrócony tu krzyżyk we fladze na głowie
Każdy chce mieć tą flagę , każdy jeden człowiek

W Oslo wciąż niebo kolorami miażdży
A dziewczyny tu białe o sokolich źrenicach
Tu Polak potrafi, tu Hindus handluje
A państwo rozdaje „paszę” na ulicach

A Johana Gate huczy ciągle gwarem
Załamując pół świata nordyckim browarem
Tych tłumów ze Stanów ,z Hollandii, z Haiti
„Musują” gorące dziewczyny ulicy

A nocą zchmielone nordyckie pannice
Zaczepią każdego widząc tą ulicę
Zwarzonych blondynów tak życie się mieni
Gdy Oslo queens robią znów trzęsienie ziemi

Tu Polak z wąsikiem wciąż w śnieżnej skarpecie
Fortuny buduje , biznesy growadzi
Tak ludek słowiański wśród braci wikingów
Nabożne ,pokorne swe życie prowadzi

Tam Rumun na trąbie chałtury wygrywa
A Serb wnet mu z mamoną kapelusz wyrywa
Co mokry od szmalu znów Norweg mu rzuci
Gdy z nudów melodię z północy już nuci

Oslo , Oslo – podgrzewane miasto
Południowym wykwitem – czarnym dobrobytem
Przewrócony tu krzyżyk we fladze ba głowie
Każdy chce mieć tą flagę , każdy jeden człowiek

Bosko , bosko – kolorowe Oslo
Tu rowery wciąż krążą , czy zimą , czy latem
Tu Turek z kebabem , tu fryzjer z Maroka
A polisman na koniu tu wciąga falafel

Ta`amiyya!
Falafalafalafalafalafalafel!

A ja chodzę ulicami miasta i klimat chłonę
Jak dziad ja „na korbie nakręcam korony”
Rajcują mnie mocno tego miasta wdzięki
Gdy przechadzam się w rytmach baskerskiej piosenki

Myślę o mej małej białej ,w myślach ją łapie
Kiedy ona patrzy na mnie ,to gasi słów brakiem
Ja w sercu mam znów miłości wielgachną szafę
Znów kręci mi się w głowie i wciągam falafel

Ta`amiyya!
Falafalafalafalafalafalafel!


 

„Oj a na Jana Kupała”.

Oj a na Jana Kupała
Diewoczka hora spotkała

Diewoczka hora spotkała
I ona dwa chłopca lubiła

Ona dwa chłopca lubiła
I onym sinoczka rodiła

I onym sinoczka rodiła
I sama im imia dawała

Sama im imia dawała
I pana Pietrowych nazwała
Oй а на Яна Купала

Ой а на Яна Купала
Дзевочку гора споткала

Дзевочку гора споткала
І она два хлопця любила

Oна два хлопця любила
І оним синочка родила

Oним синочка родила
І сама їм мі’я давала

Cама їм мі’я давала
Івана і Пйотра оних назвала
Ой ти, Петре, Петре
(tradycyjna pieśń ukraińska)
Ой ти, Петре, Петре Тай ще ти,
Іване, половина лєта минає

Що я того лєта тай мало знала, о Щo я молодую не погулят

Що я молодую тай не погуляла
Mене матусенька не пускат
Мене матусенька
Тай не пускала

ноженьками вход ой запирал .

 

Ой ті Петре Петре

Ой ті Петре Петре
тай ще ті Иване
половіна лета мінае
Що я того лета
тай мало
знала що я молодою не погулят

Що я молодою
тай погуляла
мене матусенка не пускат
Мене матусенка
тай не пускала
ноженькамй вход ой запірала

„Oko Dybuka”

Chadzał do mnie Jasiu, a ja go czekałam.
Chadzał do mnie Jasiu, a ja go czekałam.
Witałam go w ciemną noc , z ranka wyganiałam.
Witałam go w ciemną noc , z ranka wyganiałam.

Cielsko lodowate stoi popod lasem,
Łypie wokół okiem krwawo zezowatym –
Nie zobaczy kochanek (biegnie jak koń rączy)
Tego kto pieszczotami dzisiaj go uraczy.

Gdy nocka ciemna, Jaś do Kasi gna.
Gdy nocka ciemna, Jaś do Kasi gna.
Gdy nocka ciemna, Jaś do Kasi gna.
Gdy nocka ciemna, Jaś do Kasi gna.
Od nocy do ranka czekam na kochanka,
Na mojego Janka, mojego miłego.
Od nocy do ranka czekam na kochanka,
Na mojego Janka, a tu nie ma go.

Że on do niej chadzał o całusy prosił
Będzie go po lesie czarny Dybuk nosił.
Że on do niej przychodził, prosił o całusy
Będzie dziś się na nim krucze stado tuczyć.

Gdy zdusze dybucze obdziera ze skóry
Nie dla Jasia usta twe, lecz wilcze pazury.
Gdy zdusze dybucze ciało jego włóczy.
Nie dla Jasia usta twe, ale dzioby krucze.

Choć mi łamie kości, choć mi parzy skórę
Żem do Ciebie w gości chadzał – nie żałuję.
A Ty po mnie nie płacz, głosu serca słuchaj.
Duchem do Cię przyjdę znów… choć w ciele Dybuka.

Od nocy do ranka czekam na kochanka,
Na mojego Janka, mojego miłego.
Od nocy do ranka czekam na kochanka,
Na mojego Janka, a tu nie ma go.
Oko Dybuka duszeczki szuka.
Oko Dybuka duszeczki szuka.
Oko Dybuka duszeczki szuka.
Oko Dybuka duszeczki szuka.

Latawce

Strzeżcie się dziewczyny Latawców
Co bywa spadają z niebiosów,
Choć piękni są jak te anioły
Strzeżcie się niebiańskich ich oczu.

Latawce gdy pchają obłoki
Z góry w świat patrzają szeroki,
A gdy któryś piękną dziewczynę
Zobaczy, omamić ją zechce.

A gdy zechce, mocy ma tyle,
Że złamie każdą jej obronę –
Miłosna dziewkę bierze trwoga
Prują chmury sługi Strzyboga.

Krew gorąca pali, ciało drga,
Żądza trawi, krwawi jej dusza.
Stracona dla męża i dzieci –
O latawcu tylko będzie śnić.

On gorąco kocha ją w tym śnie,
W niebo zaś ucieka gdy już dzień.
Ona przez dnie długie jak wieki
Wypatruje smutno w obłoki.

„Leć mój Latawcze, nieś gdy zagrzmiało,
W chmurach puchowych pieść moje ciało.
Pieść moje ciało młode, szalone,
Wargi me, piersi w ogniu rzeźbione.
Nieś mnie Latawcze, pieść w swych ramionach,
Pręż swoje barki , skrzydła wyśnione.
Pieść moje ciało młode szalone.
Pieść moje piersi w ogniu rzeźbione.
W twoich objęciach, wargach, ramionach,
W chmurach puchowych ja chce dziś skonać,
W objęciach Twoich ja chce dziś skonać,
W chmurach puchowych, wargach, ramionach,
W objęciach Twoich ja chce dziś skonać,
W Twoich objęciach, chmurach, ramionach…”

Aż nadejdzie w końcu taka noc,
Że już do niej nie przyleci on
Bo gdzieś całkiem inną dziewczynę
Podstępnie omamić znów zechce.

A tej, co zostanie w noc sama
Rozpacz jeno, ból i niesława,
Nim na niebie wzejdzie znów słońce
Z ulgą pęknie serce bolące.

„Mamo gdzieżeś Ty, gdy Cię nie ma
Wróćże do nas, zawróć się z nieba” –
Płaczą dzieci, z nimi mąż płacze,
Puszczają po ciebie latawce.

 

Wiły

Kąpały się Wiły w noc Kupały,
Kąpały się w noc Kupały Wiły,
Brały chłopców w taniec oszalały –
Każdy chłopiec w tańcu był im miły,
Brały chłopców w taniec oszalały
I czarami swymi ich mamiły.

Wiły w kole tańczyły,
Wianki wiły, mamiły,
Wiły w kole tańczyły,
Wianki wiły, mamiły,
Wiły w kole tańczyły,
Wianki wiły, mamiły,
Wiły w kole tańczyły,
Wianki wiły, mamiły.

Wielki czas już zacząć świętowanie,
Już ogniska dla was rozpalamy.
Chodźcie śmiało, żadna z nas nie kłamie,
Chętnie wam rozkoszy dzban podamy.
Tu czekamy na was – na polanie
Chętnie nasze ciała w tan oddamy.

Jak tu z nami zatańczycie jak trzeba
To weźmiemy Was w tym tańcu do nieba !
Jak tu z nami zatańczycie ja trzeba
To weźmiemy Was w tym tańcu do piekła !

Jak tu z nami zatańczycie jak trzeba
To weźmiemy Was w tym tańcu do nieba !
Jak tu z nami zatańczycie ja trzeba
To weźmiemy Was w tym tańcu do piekła !

Wiło, cna Wiło
Bądź dla mnie szczodra,
W tańcu swym dzikim
Przychyl mi biodra.

Miły, mój miły
Oddaj mi lędźwie,
Dobrze ci ze mną
W tym tańcu będzie.
Oddaj mi oczy
Usta i ręce
Mnie nigdy dosyć
Ciągle chcę więcej

W wirze szalonym
Pod nieboskłonem
Członki twe w lesie
Już pogubione

Wiło, cna Wiło
Bądź dla mnie szczodra,
W tańcu swym dzikim
Przychyl mi biodra.

Miły, mój miły
Oddaj mi lędźwie,
Dobrze ci ze mną
W tym tańcu będzie.
Oddaj mi oczy
Usta i ręce
Mnie nigdy dosyć
Ciągle chcę więcej

W wirze szalonym
Pod nieboskłonem
Ciała gorące
Ciasno splecione

Żal, że częściej nocy takiej nie ma,
Żal, że częściej nie ma takiej nocy,
Lżej byłoby rankiem patrzeć w niebo
Jak za lasem słonko rude broczy.

 

Ballada o głupim Wiesławie

Utonął Wieś głupawy, a Toplica zducha
Szpony zacierając – szepcze mu do ucha
Ty wiesz ze przed Kupałą kąpać się nie godzi
Ty wiesz ze przed Kupałą po dnie licho chodzi
Za nie pokorę przyjdzie głupcze ci zapłacić.
Topielice będą ciebie teraz niańczyć
Wstrętny żywot zducha wieść tu będziesz teraz
Z rusały wymoczku będziesz tańczyć
I poszedł głupiec na dno w zapiecek korali.
Utopce go witały w kłębach wodnej fali
Witały go potwory i wodne bałwany
Witają Cię Wodziany – trupie ukochany!!
Ty teraz kły dostaniesz, w oczy szał obłędny.
Topca żywot ślepy wieść ty będziesz wstrętny
Wciągać żywych na dno, trupy będziesz niańczyć
Z Rusały wymoczku będziesz tańczyć
I poznał Topielice – szkaradne dziewice.
I wnet się polubili, bez przerwy grzeszyli
Po wodzie się walali jak foki bezczelne
I z ust sobie spijali całusy śmiertelne
I rzekł do Topielicy – szkarady dziewicy
Wrócić już nie mogę, budzę w ludziach trwogę
Zostań moją żoną – Toplico szkarado
Wszak wielbię ja ciebie: Łado moja Łado!
I żywot teraz wiodą złych podwodnych kmieci.
Młodych mieć nie mogą, więc wciągają dzieci.

 

Czarodzielnica

Czarodzielnica – majowe święto
Czarodzielnica – majowa noc
Noc zwiewnych marów
Noc ciepłych czarów
Czarodzielnica – majowa noc
Czarodzielnica – majowe święto
Czarodzielnica – magiczny stan
Wychodzą z nory magiczne stwory
Ida przez bory, idą w tan
Rumor, humor, huk, harmider
Dzikie harce , rozhowory
Huczą bory, dzikie stwory
Leśne strachy idą w tan
Gołodupce i Utopce
Lamie, Nawie, Lesawiki
Wiły, Zmory, Dziad Borowy
Wiedźmy , Czorty idą w tan
Śmichy, hihy, pląsy, dąsy
Hece draki, rozgardiaki
Południce ,Odmiennice
Lel i Polel idą w tan
Gołodupce i Utopce
Lamie, Nawie, Lesawiki
Wiły, Zmory, Dziad Borowy
Babajagi idą w tan
Więc czaruchy zaczynajmy
Czary nasze odprawiajmy
Czarna noc niech dziś króluje
Czarom naszym patronuje
Czary, czary odprawiajmy.
Dana, dana dziś wołajmy
Wokół ognia tańczmy w kolo
Niechaj będzie czar wokoło

Wiec czaruchy zaczynajmy
Czary nasze odprawiajmy
Czarna noc niech dziś króluje
Czarom naszych patronuje
Czary, czary odprawiajmy
Dana, dana dziś wołajmy
Wokół ognia tańczmy w kolo
Niechaj będzie czar wokoło

 

Oj Ty Janie sobótkowy

Oj Ty Janie sobótkowy.
Ty studnie kopiesz
Wody nie masz.
Przybyla wody odrobina.
To ją wypiła mała dziecina.
Przybyła wody okruszyna.
To ją wypiła mała ptaszyna.
Poleciał święty pod niebiosa.
Uczepił wiadro do pasa.
Wiadro stukało i brzękało.
Ludzie na niebo spoglądali.
Janowej wody wyglądali.

 

Epopeja Wandalska

Dmą w rogi zaklęte.
Dudni ziemia, kurz staje.
Jako burze w szale
Ida, idą Wandale.
Szaleją topory.
Dzicy jako Zwierzory.
Szpony Bogów w szale.
Ida, idą Wandale
Hej ja chory hej!

Psychoteka

Miedzy niebem, i piekłem, pośród słynnych bezdroży
Co je lotem starannie omija duch boży,
Stoi karczma stara, w której widma opojów
Świecą tryumfy szałów, swych pijackich znojów.
Sam Mefisto wpada
W karczmie tej zasiada
Zmora z najgorszego snu
Też na pewno czeka tu
Skąpiec co umierając połknął swoje ametysty
Znajdzie tu za dwa grosze nocleg wiekuisty
I zbrodniarz co w nożu całą ujął swą wiarę
Zdoła tutaj nie jedną nadybać ofiarę
Cała karczma nasza w otchłań się zatacza
Zmora z najgorszego snu woła Ciebie: „Przychodź tu”!!
Nierządnica żmija mizdrzy się do tłuściocha
Co przed śmiercią w niej się lubieżnie zakochał
Grają też grajkowie wściekle w swojej kapeli
Cały tłum zdziczały w pląsach się weseli .Cała karczma nasza w otchłań się zatacza.
Zmora z najgorszego snu woła Ciebie: „Przychodź tu!!”
Miedzy niebem i piekłem pośród słynnych bezdroży Miedzy piekłem i niebem pośród słynnych bezdroży Cała karczma nasza w otchłań się zatacza W otchłań się zatacza cała karczma nasza
Miedzy niebem i piekłem pośród słynnych bezdroży Co je lotem i starannie omija duch boży Cała karczma nasza w otchłań się zatacza W otchłań się zatacza cała karczma nasza się zatacza
Jedna koło pieca siedzi tylko starucha
Mać pięciorga wisielców – wrzawy tej nie słucha
Posępnie skulona znów wspomina po cichu
Cudną, pierwszą miłość spełnioną na strychu
Nagle podskoczyła
Dzbana wychyliła
Polkę w oka mgnieniu
Zagrała na grzebieniu

 

Femina

Kto się zani ten się zani,
Ja się zanić nie banda.
Do mnie sami chłopcy psyjdą,
Choć ich prosić nie banda
ref. To ja oodaa to ja oda oodaa,
To ja oodaa ooda odada
Kto się zani ten się zani,
Ja się zanić nie banda.
Do dzieci chłopa nie tseba,
Bez męza się obanda
ref: Oda oodaa
Chłop – psia jucha, szkoda.
Chłopy dzisiaj przeklinam.
Dzika jestem Femina

To ja oodaa,
To ja oda ooda,
To ja ooda .Dzika jestem Femina.
Chłop przeżytek niepotrzebny,
Chłop przeżytek i basta.
Świat kobita w rękach trzyma,
W kurz chłop dzisiaj obrasta.
ref. Oda oodaa,
Miedzy nogi głowa.
W pień ja chłopy wycinam,
Moje imie Femina.
To ja oodaa,
To ja oda oodaa,
To ja oodaa,
Moje imie Femina.
Tylko mili muzykanci
Zagrajciez mi no walca
Cyli z ręki, cyli z nogi,
Cyli z ksywego palca.
ref. To ja oodaa,
Jam Femina młoda
W pień ja chłopy wycinam
Ja wycinam – Femina
Oda oodaa
To ja oda oodaa
To ja oodaa
Ja wycinam – Femina.

 

Wojownik

Wojownik co dobrem jest cały,
Wojownik co złem jest cały,
Lepiony z gliny dobrej i złej,
Nie wiedzieć czego mniej.
Złem dla dobrego wojuje,
Dobrem dla złego wojuje,
Złem dla dobrego wojuje.
Wojownik co dobrem jest cały,
Wojownik co złem jest cały,
Lepiony z gliny dobrej i złej,
Nie wiedzieć czego mniej.
Złem dla dobrego wojuje,
Dobrem dla złego wojuje,
Złem dla dobrego wojuje,
Dobrem dla złego wojuje.

Wojownik na wojnę wyrusza co świt.
Możliwe, ze to mit.
Wojna niezbędna dla wojownika.
Bez niej cały znika.
Wojownik co dobrem jest cały,
Wojownik co złem jest cały,
Lepiony z gliny dobrej i złej,
Nie wiedzieć czego mniej.
Złem dla dobrego wojuje,
Dobrem dla złego wojuje,
Wojownik umiera o każdej porze
bez niego i z nim kolejne zorze
na Ziemi ziemie się orze

Żywiołak

Witamy na tronie psychozy mocarnej.
Z tych prochów jam powstał, z tej ziemi „genialnej”
Kołysał mnie system w absurdu ogrodzie
Jam potomek Wandali i szlachty na zagrodzie
Me ojce pomarli z posągi dawnymi
Czupryny wąsate z oczami dumnymi
O czasach ich pięknych dziś czytać się godzi
Lecz kogo to dzisiaj naprawdę obchodzi

Jestem małpą w twoim ogrodzie
Jestem ogniem sunącym po lodzie
Jam zaraza ziejąca z Chochoła
Nie z tej ziemi , z tej ziemi – Żywiołak.
Jestem wielolicym demonem.
Sarmatą dumnym, rozmarzonym.
Pije zdrowie nie mrużąc powiek.
Przestępca , alkoholik – Polak katolik !!
W mym kraju ,na tronie psychozy mocarnej
Mutantów systemu, zmyły idealnej
Słychać jęki i kwęki hien – jełopów cienia
Wyrzutków sumienia i niespełnienia
W mym kraju absurdu, psychozy mocarnej
Zakały mentalnej, intrygi totalnej
Są ludzie co w wiecznie goniącej ułudzie
Sprzedając swą godność wciąż marzą o cudzie
W tym kraju na tronie psychozy mocarnej
Czuć dymy jełopów , elit maniakalnych.
Topornie lecz działa śmietana wodzowska
Wymiękli Sobieski, Kopernik, Skłodowska
Tu jesteś u panny psychozy mocarnej
Tu spiski jak grzyby się sypią do koła
Nie pękasz tu jednak, tu jednak „genialnie”
Z tych prochów genialnych Ty jesteś Żywiołak
J…..ny Żywiołak jak loża szyderców
Jak wiedźmy, upiory z przekorą morderców
Jak brać ignorancka ,kwiat młodej bohemy
Jęczenia jełopów? – wydumane ściemy!
Co robię na tronie psychozy mocarnej?
Przesiąkam zapachem tej ziemi „genialnej”
Dławie jęki i kwęki hien, jełopów cienia
W ich jękach się tarzam … Taka moja ziemia!

 


Moja mała

Moja mała, do widzenia już,
Jeszcze raz buzi daj,
Jeszcze raz buzi daj , a wywalczę ci kraj,
Wielki kraj pełen zbóż, piękny dom pośród róż
Jeszcze raz buzi daj… Ide za KRAJ
Moja mała buzi daj
Po powrocie ofiaruję ci,
W mej manierce mały cud,
Po powrocie ofiaruję ci
Małą rybkę ze słonych wód?
Małą rybkę ze słonych wód
Lub korale …. Z MEJ KRWI.

ref.
Dzisiaj pal , dzisiaj wal
Spruje ciała szybka stal
Dzisiaj pal , dzisiaj rąb
Częstuj ogniem, sznurem bomb

Dzisiaj rzeź , dzisiaj miecz
Dzisiaj bij i rąb i siecz
Ręka noga mózg na ścianie
Ostra jazda – zabijanie.
Moja mała, otrzyj łzy,
Będę listy pisał ci,
O wojence nie myśl źle,
Moja mała, mała,
Moja mała idę w dal
W wojny tan, kostuchy bal
Proszę nie myśl o mnie źle
Moja mała ….Mój ty śnie.
ref.
Dzisiaj krew to mój zew
„Grom powszedni” , ból i gniew
Ręka , noga , mózg na ścianie
Ostra jazda – zabijanie

„Widma” ciał, boski strzał
Szybka stal , z kostuchą bal
Boski strzał i śmierci ziąb
Ognia czar i żywioł bomb

Po powrocie jeszcze dasz,
Śniegu z wysokich gór,
Wiatru z zielonych pól,
Szybek z nieznanych miast.
Więc bogata będziesz, że aż strach,
Ty przy mnie jak król,
W domku drobnym jak ul,
Będę śpiewał ci tak:

Moja mała, otrzyj łzy…
W kraju wolnym ja i Ty
Żyć będziemy pośród pól
W domku małym jako ul
W kraju pośród złotych zbóż
W domku pośród pięknych róż
Buzi jeszcze raz mi daj
Ja wywalczę Ci KRAJ

 


Idzie Maciek

Idzie Maciek idzie Z bijakiem za pasem
Przyśpiewuje sobie Hopsa dana czasem
A kto mu w drodze stoi Tego pałą bez łeb łoi

Oj dana moja dana Dana dana.
Oj biedaż na bieda Że nasz Maciek chory
Już w karczmisku nie był
Ze cztery wieczory
Oj któż nam tu zaśpiewa
Oj któż nam kupi piwa

Oj dana moja dana Dana dana.
Umarł Maciek umarł Już leży na desce
Gdyby mu zagrali Podskoczyłby jeszcze
Bo w Mazurze taka dusza
Jak mu zagrasz , to się rusza
Oj dana moja dana Dana dana.

 

WordPress › Error

The site is experiencing technical difficulties.